Witold Szwedkowski z Miejskiej Partyzantki Ogrodniczej (nr 20): Ałła Sokoł na warzywnym dachu trudności

SzwedkowskiNAPROMTransformacja ustrojowa i uprawa ogródka to z pozoru odległe sprawy. Ale tylko z pozoru, jeśli wspomnimy polskie ekowioski początku lat dziewięćdziesiątych. Tysiące osób uciekało z miast, by żyć w chatach, uprawiać własne warzywa, produkować bębny i zabawki z drewna. Jednak szybko dopadła ich nowa rzeczywistość ekonomiczna. Wrócili do miast i reszty obywateli zarabiających w konwencjonalny sposób. W prawie czterdziestomilionowym kraju zdawali się niewielką, i do tego rozproszoną grupą. Mimo to, przez prawie dekadę działania, doprowadzili do wychowania pokolenia współczesnych obrońców Doliny Rozpudy czy Puszczy Białowieskiej.

Geneza polskiego aktywizmu ekologicznego nie jest unikalna, podobnie było po rozwiązaniu Związku Radzieckiego. Aktywizm ekologiczny był tam najbardziej dynamiczną i najskuteczniejszą formą aktywizmu społecznego. Współcześnie, ponad 27 lat po ZSRR, tamtejsi aktywiści trafiają wciąż na poważne przeszkody. Można wręcz odnieść wrażenie, że im ważniejsze i bardziej bezpośrednie oddziaływanie na dobrostan ludzi, tym jest to bardziej kłopotliwe dla rządzących. Klub Ogrodnictwa Miejskiego założony w Sankt Petersburgu już w 1993 roku, jest przykładem organizacji, która ciągle zmaga się z barierami stawianymi przez administrację. Jedną z założycielek Klubu jest Ałła Sokoł. Jako jedna z pierwszych dostrzegła, że gwałtowne uwolnienie gospodarki pociągnęło za sobą zubożenie części społeczeństwa – część ludzi okazała się mniej sprawna ekonomicznie w nowych realiach.

Dodatkowy problemem to sytuacja mieszkaniowa robotników przyjeżdżających z rosyjskiej prowincji do większych miast. Skuszeni możliwością zarobku, jadą bez przygotowania. Czasem, gdy nie uda im się znaleźć jakiejkolwiek pracy, wstydzą się wracać w rodzinne strony i wpadają w pułapkę bezdomności. Sankt Petersburg to pięciomilionowe miasto, drugie co do wielkości w Rosji, i już przez to objawia problemy społeczno-ekonomiczne w proporcjonalnie dużej skali. Jest to niestety niewygodne dla polityków. Było tak nawet wtedy, gdy po upadku ZSRR wiele osób uniknęło śmierci głodowej dzięki samodzielnie hodowanemu jedzeniu – ogrodnictwo miejskie nie było promowane. Współcześnie, ćwierć wieku po założeniu Klubu Ogrodnictwa Miejskiego, zmieniły się niektóre uwarunkowania prawne. W Związku Radzieckim ogródki działkowe mogli uprawiać tylko emeryci i osoby z niepełnosprawnością.

Choć oficjalnym powodem przyzwolenia było to, że mają więcej czasu i nie muszą być produktywni w życiu gospodarczym kraju, wszyscy wiedzieli, że prawo do uprawy ogródków jest cichym przyzwoleniem władz, by emeryci i renciści mogli samodzielnie zaopatrywać się w owoce i warzywa. Współcześnie ogródki może uprawiać każdy. Ale ogródków nie przybyło, a wręcz przeciwnie, nie ubyło tylko problemów im właścicielom. Dlatego właśnie Ałła Sokoł wraz z Klubem Ogrodnictwa Miejskiego, starają się o uruchamianie upraw na dachach petersburskich budynków. Niestety, mimo jednych z najlepszych na świecie konstrukcji, przygotowanych do utrzymywania nacisku ogromnych mas śniegu, dachowe uprawy są tam rzadkością. Przed Klubem piętrzone są trudności administracyjne.

Jednocześnie podważane są wyniki badań wskazujące, że warzywa uprawiane na dachach miejskich budynków są czystsze i zdrowsze od uprawianych w zwyczajnych warunkach. Niestety Ałła Sokoł nie jest już osobą najmłodszą, a zmienianie myślenia urzędników idzie bardzo powoli. Może dopiero kolejne pokolenie aktywistów doczeka się większej otwartości, a może będzie miało więcej energii, by wymóc potrzebne zmiany.

wfo