Witold Szwedkowski z Miejskiej Partyzantki Ogrodniczej: Drzewa Jia

SzwedkowskiNAPROMHaxia Jia i Wenqi Jia, choć mają takie samo nazwisko, nie są rodzeństwem ani nawet dalszymi krewnymi. Owszem, ich ojcowie byli dla siebie najlepszymi przyjaciółmi, a obie rodziny żyły blisko siebie, ale to tylko „przypadkowa zbieżność nazwisk". A może przeznaczenie. Lecz o tym za chwilę. Obydwaj Jia pochodzą z prowincji Hebei, w północno-wschodnich Chinach. Okolica, w której się wychowali i w której nadal mieszkają, w początku trzeciego milenium, nie przypominała tej z wcześniejszych lat.

Mieszkańcy wspominali, że niegdyś było tam dużo drzew, żyło mnóstwo królików i liczne gatunki ptaków, a rzeki zapełniały ryby i krewetki. W roku 2000 krajobraz był jednak ponury jak nigdy dotychczas i niemal pozbawiony życia. Przyczyna? Tak jak zawsze – rabunkowe gospodarowanie zasobami naturalnymi, konsumowanie ich szybciej, niż byłyby w stanie się odbudować. Wszystko w imię zysku i wygody. Ale cofnijmy się jeszcze na chwilę w przeszłość, by przywołać pewne przykre zdarzenia, które zbliżyły do siebie dwóch przyjaciół. Haxia Jia w roku 2000 stracił w wypadku wzrok. Gdy dowiedział się, że nigdy już nie będzie widział, chciał popełnić samobójstwo. Szczególne wsparcie dostał od Wenqi Jia, osoby od lat żyjącej z niepełnosprawnością.

W roku 1965, gdy Wenqi miał trzy lata, dotknął stacji transformatorowej, stracił ręce. W roku 2001 powiedział do przyjaciela: będziesz moimi rękami, a ja twoimi oczami. I choć zdawało się to niemożliwe, już rok później zaczęli sadzić drzewa. W pierwszym roku zasadzili ich 800, ale przeżyły dwa. Ktoś osamotniony w swoim dziele uznałby to za katastrofę i druzgocącą porażkę, jednak nie Haxia i Wenqi! Z takim bagażem osobistych doświadczeń, cóż mogłoby ich zniechęcić? Zaczęli szukać przyczyn niepowodzenia, obmyślali rozwiązania i znaleźli merytoryczne wsparcie u naczelnika swojej wsi. Nauczyli się stosownych do gatunku technik ukorzeniania sadzonek. Poznali technikę sadzenia i pielęgnowania młodych drzewek. Tak wyposażeni, wrócili do swojego zajęcia. Dziś, okolica ich osady, to kilka tysięcy wspólnie posadzonych drzew. Korzystają na tym wszyscy. I to ma sens. Ale oni już wcześniej go podchwycili i dostrzegli.

wfo